piątek, 27 grudnia 2013

Capitulo 2.

~Veronica~

- Cholera. - jęknęłam gdy usłyszałam dzwoniący budzik, wzięłam go do ręki, rzuciłam nim o ścianę i jak się pewnie domyślacie roztrzaskał się. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam pogrążać się w sen. Nagle przypomniałam sobie dlaczego mój budzik tak wcześnie dzwonił.- CHOLERA! - tym razem krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. - Przecierz dzisiaj wylatuję do Buenos Aires! - podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania, które uszykowałam dzień wcześniej. W łazience wzięłam orzeźwiający prysznic, by 20 minut potem wyjść w pełni wyszykowana, następnie udałam się do kuchni aby zjeść śniadanie. Po szybkim śniadaniu udałam się na górę do mojego pokoju żeby zabrać walizki z którymi zejdę na dół. 
- A może Cię zawieść? - zapytał się mój tata gdy zakładałam kurtkę.
- Nie dzięki, dam sobie radę, a poresztą za chwilę powinna się tu zjawić taksówka, którą zamówiłam. - i na potwierdzenie moich słów usłyszałam odgłos klaksonu samochodowego. - O! Właśnie przyjechała. No to cześć! - powiedziałam na pożegnanie, chwyciłam walizki i wyszłam z domu. Taksówkarz zapakował moje walizki do bagarznika a ja wsiadłam do samochodu na tylnie siedzenie. Moje pożegnanie z rodzicami było zwyczajnie proste. Bez buziaków, czułych uścisków i w ogóle, po prostu zwykłe cześć i szczerze jakoś nie jest mi z tego powodu przykro. Moje myśli tak mnie wciągnęły, że nie zauważyłam gdy dojechaliśmy na lotnisko. Wyszłam z auta , a zaraz po mnie to samo uczynił kierowca, który pomógł mi wyciągnąć bagaże.
- Dziękuję! - podziękowałam mu i zapłaciłam za usługę by następnie skierować się w stronę wejścia na lotnisko. Muszę przyznać, że lotnisko jest ogromne. Wszędzie widzę ludzi  śpieszących się na odprawę lub czule żegnających się z rodzinami. Podeszłam do okienka aby zakupić bilet.
- Dzień dobry, miałam zamówiony na dzisiaj lot do Buenos Aires. - powiedziałam do kobiety za ladą.
- A na jakie nazwisko? - zapytała się z firmowym, wymuszonym uśmiechem.
- Na nazwisko Clark.
- Veronica Clark? - zapytała.
- Tak.
- Proszę, o to pani bilet. Och, bilet już jest opłacony, a pani miała go tylko odebrać. - poinformowała mnie gdy zauważyła jak otwieram portfel.
- Och! Dobrze, dziękuję i do widzenia. - pożegnałam się z kobietą i skierowałam się na odprawę. Kolejka była ogromna ale po 45 minutach czekania w końcu nadeszła moja kolej. 
- Może pani iść na pokład samolotu, dziękujemy. - powiedział strażnik po 10 minutach przeszukiwania. W samolocie zajęłam miejsce tak gdzieś na środku, gdy tylko się usadowiłam wyjęłam książkę która nosiła tytuł "Złamane serca" autorstwa Pameli Wells.

W tym samym czasie Buenos Aires.

~Federico~

- ŻE CO PROSZE?! - wykrzyczałem te słowa w stronę mojej rodzicielki.
- Nie tym tonem do matki! -skarcił mnie tata.
- Przepraszam. - zwrciłem się do mamy. - Ale jak byś ty zareagował na informację, że jakaś obca dziewczyna przylatuje z innego kraju, masz ją niańczyć, zamieszka z tobą i do tego dowiadujesz się tego w dzień jej przyjazdu?! - tym razem zwróciłem się do niego.
- Masz rację to nie był dobry pomysł żeby Cię o tym informować w dzień jej przyjazdu, ale tak jakoś wyszło. No a teraz nie dąsaj się na cały świat tylko bądź mężczyzną i przyjmij to na glate. - zwrócił się do mnie ojciec wypinając klatę do przodu.
- Jasne, jasne. A teraz wybaczcie, ale udam się do siebie do pokoju. - ale z nich tępaki żeby nie poinformować mnie o tak ważnej sprawie?! I pewnie do tego będzie to jakiś bachor, pewnie z około 11 lat! I do tego mam być jej niańką! To będzie koszmar! W końcu wycieńczony swoimi myślami zasnąłem.



~Veronica~

Ta podróż mnie wykończyła! Teraz marzę tylko o gorącej kąpieli, ciepłym łóżeczku i śnie. Kurczę, ale ze mnie blądyna! Przecież ja kompletnie nie wiem jak moi tymczasowi rodzice wyglądają. Po dziesięciu minutach podeszło do mnie pewne małżeństwo.
- Hola*! Czy ty jesteś Veronica Clark? - zapytała się kobieta.
- Tak, to ja. A państwo to..... - zmrużyłam oczy.
- My to twoi tymczasowi rodzice. - odpowiedziała mi , pełna entuzjazmu.
- Pomogę Ci z bagażami i chodź to auta. - zaproponował mężczyzna, na co ja się zgodziłam bo przecież miałam jakieś inne wyjście? Podczas spaceru do auta dowiedziałam się, że kobieta ma na imię - Isabella, a mężczyzna -Robert. Podróż minęła nam w bardzo miłej atmosferze. W końcu dojechaliśmy do mojego nowego i tymczasowego domu.
- To będzie twój pokój. - zwrócił się do mnie Robert gdy weszliśmy do domu.
- Dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem a gdy tylko wyszedł z pokoju zaczęłam się rozpakowywać. Dość szybko i sprawnie mi to poszło, postanowiłam zwiedzić okolicę. - Preprasam, a czy będę mogła pójść i zwiedzić miasto? - zapytałam się "rodziców".
- Tak oczywiście. A może chcesz żeby Federico z tobą poszedł? - zaproponowała mama.
- Nie dziękuję, dam sobie radę. Moja orjentacja w terenie nie jest najgorsza.
- Dobrze. Nie wiem czy zdążymy wrócić przed tobą ani czy Fede będzie jak wrócisz dlatego damy Ci klucze byś mogła bez problemu weszła. - tata podał mi klucze.
- Dobrze. Dziękuję! - krzyknęłam jeszcze w drzwiach i wyszłam. Buenos Aires jest piękne! Coś czuję, że zakochałam się w tym mieście! Chodziłam tak długo, że poczułam pragnienie, postanowiłam pójść do pobliskiego baru o nazwie "Resto".
Gdy byłam pod barem wpadłam na jakąś dziewczynę o brązowych włosach która wychodziła z koktajlem, który pod wpłym uderzenia rozlał się. Na szczęście nie oblał adnej z nas.
- Ojej, bardzo Cię przepraszam!Naprawdę nie chciałam! - zaczęłam przepraszać dziewczynę.
- Nic się nies... - lecz jej przerwałam.
- Ale ja naprawdę Cię przeprasza. Nie zauważyłam Cię.
- Ale nic się nie stało. Naprawdę. Każdemu się to może zdarzyć. A tak poresztą jestem Lara. - wyciągnęła do mnie swoją drobną dłoń.
- A ja jestem Veronica. - spojrzałam na rozlany koktajl. - I choć postawię Ci Koktajl.
- Okej! To będzie idealna okazja aby się lepiej poznać! - ucieszyłam się bo właśnie zdobyłam swoją pierwszą, nową koleżankę, w nowym miejscu.
- Jaki chcesz koktajl?
- Malinowy.
- Poproszę dwa malinowe koktajle. - złożyłam zamówienia, a po chwili przed nami pojawiły się koktajle. - Choć siądziemy sobie na kanapach.
-Więc, jesteś tu nowa? Nigdy dotąd Cię nie widziałam. - zaczęła rozmowę Lara.
- Tak, dzisiaj przyleciałam.
- Ale nie jesteś hiszpanką bo masz inny akcent. - zauważyła.
- Jestem Polką. Pewnie zastanawiasz się co tu robię w środku roku szolnego? - i zaczęłam jej opowiadać o tym jak nie mogłam z nikim nawiązać kontaktu, o moichsłabych ocenach i całej reszcie.
- Och... Po części mi przykro ale z drugiej strony to się cieszę, że tu jesteś bo tak to Cię poznałam. - spojrzała na zegarek. - O kurczę! Wybacz ale muszę już lecieć na tor! 
- Ja też będę się zbierać. Cześć. - pożegnałam się z szatynką i udałam się w drogę powrotną do domu.

~Lara~  

Muszę przyznać, że ta Veronica nie dość, że jest ładna to do tego bardzo fajna. Coś czuję, że możemy się zaprzyjaźnić!
- Tatku, przepraszam za spóźnienie ale zagadałam się z koleżanką! - zawołałam gdy tylko dotarłam na tor. Mój tata był szefem tutejszego toru i warsztatu motocrossowego na którym racuję.
-Buuuu! - usłyszałam za swoimi plecami, ze strachu aż pisnęłam.
- Leon, ty idioto! Niestrasz mnie!- krzknęłam na mojego kolegę Leona, który jeździ na motocrossie i jest w moim wieku. Tylko jest problem. Ja zaczynam do niego czuć coś więcej niż przjaźń.
- Okey, tylko tak nie krzycz. - powiedział rozbawiony i poszedł się przebrać.



  



 

niedziela, 15 grudnia 2013

Capitulo 1

"Żyjemy tak jak śnimy - samotnie"


~Veronica~

Jestem smutna, źle sypiam, a w szkole z nikim nie mogę się dogadać. Każdy pod czas przerw śmieje się z innym , żartuje i plotkuje, tylko ja jestem sama jak ten palec. Z nikim nawet z ludźmi z mojej klasy nie mogę znaleźć wspólnego języka. Jestem po prostu taką szarą, cichutką myszką. Siedzę teraz na angielskim i myślę o swoim życiu, jak by ono wyglądło gdybym była otwrta na ludzi i bardziej towrzyska. Gdy rozbrzmiał dzwonek ogłaszający początek przerwy wstałam z krzesła i zaczęłam wkładać do torebki książki. 
- Veronico , proszę nie wychodź chciałabym z tobą porozmawiać.- powiedziała moja wychowawczyni (tak dobrze myślicie - moją wychowawczynią jest nauczycielka j.angielskiego). Podeszłam do niej a ona powiedziała bym usiadła w pierwszej ławce tuż przed jej biórkiem. - Chyba wiesz po co kazałam Ci zostać?
- Nie, nie wiem. - udałam głupią. - Coś się stało?
- Tak, twoje oceny. Powiedz mi co się z tobą dzieje, nigdy przecież nie miałaś tak okropnych ocen, nigdy nie miałaś zagrożenia z któregoś z przedmiotów.Zawsze miałaś piątki lub czwórki a teraz? Trzy zagrożenia, siedem dwój i tylko trzy trójki.- nastąpiła chwila ciszy między nami. - Więc ponowie pytanie. Co się dzieje?
- Nic proszę pani. Niech się pani nie martwi wszystkie oceny poprawię na trójkę. A po resztą mam motywację bo rodzice, w sumie to mama powiedziała mi, że jak nie poprawię ocen zmieni mi szkołę.
- Więc popraw i zrób wszystko by zostać tutaj z nami. - próbowała mnie zmotywować nauczycielka.
- Oczywiście. A teraz czy mogłabym już iść? Mamy teraz chemię a wie pani jaka jest nauczycielka tego przedmiotu? - spytałam się jej gdy podnosiłam torebkę.
- Oczywiście, idź.
- Dowidzenia. - pożegnałam się z nauczycielko.
- Do widzenia. - usłyszałam w odpowiedzi. Szybko zbiegłam schodami na dół przeskakując co dwa stopnie by nie spóźnić się na lekcję bo właśnie zadzwonił dzwonek uświadamiajc nam, że nadeszła kolejna lekcja. Jednak dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień bo gdy pod biegłam pod klasę osoby z mojej klasy jeszcze tam stali. 

Dzisiejszy dzień w szkole był okropny. W sumie jak każdy, gdy siedzisz na korytarzu pod czas przerwy osamotniona i nie masz do kogo się odezwać. Gdy wróciłam do domu poszłam do kuchni zauważyłam przyczepioną kartkę do lodówki, którą napisała mama, informując mnie , żebym na nich nie czekała bo oboje wrócą późno z pracy. W sumie już się przyzwyczaiłam, że i w domu nie mam z kim pogadać bo moi kochani rodzice są chirurgami, zawsze biorą nadgodziny i nigdy nie maja czasu dla swojej jedynej córki - czyli dla mnie. Koło godziny 22:00 postanowiłam się położyć spać.

~Miesiąc później~

Dzisiaj jest ten ważny dzien, który przeważy na mojej przyszłości związanej z szkołą do której uczęszczam. Tak moi kochani dzisiaj jest zebranie pod czas, którego wychowawczyni rozdaje rodzicom karteczki z ocenami semestralnymi czyli jednym słowem mogę pożegnać się z życiem bo nie poprawiłam ocen na trójki tak jak obiecałam tylko mam dwóje. Teraz zestresowana czekam aż moja mam wróci z wywiadówki i zrobi tak zwane "wejście smoka" do domu. O cholera! Właśnie wróciła! Skąd wiem? To proste słysze przekrecane klucze w zamku. Szybko założyłam kapcie i zbiegłam do salonu.
- VERONICO ANABELLO CLARK! -usłyszałam krzykz z przed pokoju i trzask drzwi wejściowych. Jest okropnie źle! Gdy tylko używa moich obydwu imion wiem, że jest na maksa wkurzona. - JAZDA DO SALONU
- Już jestem! - odkrzyknęłam.
- To bardzo dobrze! A teraz powiedz mi co nam obiecałaś miesiąc temu? - zapytała się moja rodzicielka zdejmując kurtkę.
- To , że będą same trójki na koniec. - szepnęłam ale tak aby mnie usłyszała.
- I CO?! GDZIE SĄ TE TRÓJKI?! - zaczełam krzyczeć. - Nie będę na ciebie zdzieradź gardło. Ja i tata mamy dla ciebie inną karę, ale taką, że popamiętasz ją do końca życia. - wzięła mnie za ramię i zaciągnęła do mojego pokoju. Mama wyszła z mojego pokoju ale tylko na chwilę by po chwili wrócić z trzema dużymi walizkami. - Wyprowadzasz się.
- Jak to się wyprowadam?! - zapytałam się piskilwym glosem. Nie no, myślałam, że mnie z domu wyrzucą, gdzie ja będę mieszkać? Teraz wystraszyłam się nie na żarty.
- Normalnie! Pakujesz się w walizki a jutro rano Cię odwieziemy na lotnisko byś mogła samolotem polecieć do Argentyny do Buenos Aires.
- Ale to mi nie zmienicie szkoły?
- Nie no zmienimy Ci i będziesz chodzić do szkoły w Buenos Aires ale przy okazji też dostaniesz nauczkę i zamieszkasz z obcą rodziną, z którą już się skontaktowaliśmy. Hiszpańskim operujesz na celująco bo wziełaś kiedyś kursy, masz tutaj 16 tys. zł., pieniądze na tamtejsze zamienisz jutro, będziemy Ci je wysyłać co miesiąc. Pakuj się, pakuj, i lepiej zabierz wszystko bo do domu tak szybko nie wrócisz, a wysyłać Ci nie bedziemy pocztą, i weź się nad walizkami tak nie rozczulaj tylko raz dwa, bo jutro masz pobutkę o godzinie trzeciej byś mogła się wyrobić bo jutro samolot masz o godzinie szóstej rano. - i wyszli zmojego pokoju. Dziwne nie chce mi się płakać tylko chce mi się śmiać! Cieszę się, że wyrwę się stąd i polece tam gdzie mialam plany polecieć gdy tylko skończę 18 lat czyli za dwa lata, a tu BUM! Taka niespodzianka! Tylko mam nadzieję, że tam poznam jakiś fajnych ludzi i moje życie towarzyskie będzie o niebo lepsze niż tutaj. Podsumowując: jutro wylatuję z Polski do Buenos Aires.
- Tak, to musi być dobre miejsce na zaczęcie mojego nowego życia......